piątek, 22 listopada 2013

Viola rozdział następny

Nastepnej nocy dręczyły mnie koszmary z Simone w roli głównej.Simone zmawia wszystkich przeciwko mnie. Simone publicznie mnie upokarza.Simone spycha mnie z urwiska(za dużo Króla Lwa).  Simone wybucha złowieszczym śmiechem. Obudziłam się zlana potem i doszło do mnie,ze jestem przewrażliwiona. Ale boję się trochę, ona teraz może traktować mnie jako rywalkę... Postanowiłam się nią nie przejmować i spać dalej,zwłaszcza, ze czeka mnie dziś dzień w szkole i w Studiu. Zaczęłam myśleć o zbliżajacym się przedstawieniu charytatywnym i udało m się zasnąć.
Następny dzień w szkole minął zwyczajnie. Jednak pod koniec zajęć zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Miałam już iść do domu, we wtorki mamy muzykę, a właściwie reszta mojej klasy. Kończę o godzinę wcześniej od nich,bo chodzę do Studia, gdzie uczę się profesjonalnie muzyki, więc po co mam się jej jeszcze uczyć w szkole. Usłyszałam śpiew płynący z sali od muzyki. Ruszyłam tam i nie uwierzyłam, w to co zobaczyłam. Karolina, ,,przyjaciółka" Simone(napisałam to w cudzysłowiu, bo jest to w sumie jej dziewczyna na posyłki) śpiewała piosenkę Natalie Cole,,This will be". Miała piękny,mocny głos i niezłą dykcję. Dlaczego było to takie niesamowite? Bo Karoliny nigdy bym nie podejrzewała o cos takiego. Była ona typem szarej myszki-kujonki, niezbyt pięknej w dodatku. Matowe włosy, bure oczy,okulary-lennonki, liczne ślady trądziku..
-Masz świetny głos.
Dopiero w tej chwili mnie zauważyła.
-Och,dzięki. Naprawdę tak sadzisz?
-Tak. Myślę, ze byłabyś jedna z najlepszych w Studiu 21. To szkoła muzyczna, do której chodzę.
-Więc ty tez śpiewasz? Zaśpiewajmy cos razem.
Wykonałysmy razem utwór grupy Gossip ,,Move in the Right Direction".
-Pięknie spiewasz. Pewnie jestes jedna z najlepszych w Studiu- powiedziała.
-Bez przesady- usmiechnęłam się, choć była to prawda.
 Potem pozegnałysmy się,bo musiałam juz isć, by nie spóźnić się do Studia. Karolina obiecała,ze zastanowi się nad Studiem.
W szkole muzycznej czuję się dosyć samotna, nie mam nawet kolezanki, z która mogłabym pogadać. W dodatku myslałam o Alexie, bo strasznie chciałabym z nim pogadać.Ostatnio był taki miły, podwiózł mnie...
Ale czytałam na pewnym portalu ,,Czujesz się wyjatkowa, facet zostawił dla ciebie kobietę po 9 latach zwiazku? Moze to zrobić takze z toba." Wróciłam do rzeczywistosci. Przeciez nie jestem zazdrosna!
Ale moja sytuacja IDEALNIE opisywała sytuację manekina z tamtego przedstawienia. Odstawilam na chwilę kule, chwyciłam gitarę i zaczęłam spiewać, by jakos rozładować emocje.

W pewnym momencie weszła Angie.
,,Ahora se que la tierra es el cielo ,
Te quiero,
Te quiero

Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero,
Te quiero.

Que me extranas con tus ojos,
Te creo…"

-Pięknie! - pochwaliła Angie po skończeniu utworu.
-Dzięki-uśmiechnęłam się.
-Violu, dawno nie rozmawiałyśmy ze sobą. Czy masz jakieś zmartwienie?
Wahałam się, czy jej powiedzieć.
-Więc... Jest chłopak...
-Szczegóły proszę!Jak ma na imię?
-Alex
-Alex Burris?
-Rany, skąd wiedziałaś?
-To przyszły uczeń naszego studia. Zwróciłam uwagę,ze chodzi do tej szkoły,co ty.
Wyszła, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. 
Więc on tez interesuje się muzyka? Będę musiała koniecznie zobaczyć jego występ,moze uda mi się go zagadnać...
Wracając do domu usłyszałam ciche miauczenie. Rozejrzałam się, ale niczego nie zauwazyłam. Dopiero za drugim razem zobaczyłam małego kotka koło smietnika. Był bardzo brudny,wychudzony i nie miał oka. Kucnęłam i zawołałam go. Natychmiast podbiegł.Przegarnęłam palcami jego zmatowiała sierść. Chętnie wzięłabym go na ręce i zabrałabym go do domu, ale utrudniały mi to kule. Wstałam i zaczęłam isć w stronę domu majac nadzieję, ze kotek pójdzie za mna. Zrozumiał, o co mi chodzi. Weszłam do mieszkania, taty nie było. Postanowiłam,ze dam kociakowi cos do jedzenia, a później zastanowię się, co zrobić z nim dalej. Przeszukałam lodówkę, znalazłam surową rybę. Nałożyłam kawałek na talerz, do tego przygotowałam trochę ciepłego mleka rozcieńczonego wodą i podałam kotkowi. Natychmiast zaczął jeść, można było zauważyć, że był bardzo głodny. Postanowiłam, że pojadę z nim do weterynarza. Spróbuję przekonać tatę, żeby pozwolił go zatrzymać,a to będzie najtrudniejsze. Niestety niezbyt toleruje on zwierzęta w domu, odkąd pamiętam nigdy nie mogłam mieć swojego pupila, chyba że rybki. Ale może zmieni zdanie na widok tego biedaka... Poproszę Ramallo, żeby zawiózł mnie z nim do weterynarza. Chyba powinnam nadać mu jakieś imię,nie będę cały czas mówiła o nim ,,kotek". Ale z kolei nie mogę robić sobie nadziei,że zostanie on z nami. Postanowiłam chwilowo nazwać go James(James Potter z Harrego Pottera). Ramallo całe szczęście zgodził się, choć wcześniej musiałam wysłuchać jego kazania, że nie mogę przecież brać kota z ulicy, że może przynieść jakąś chorobę, że co powie mój tata itp. Ale ostatecznie pojechaliśmy do lecznicy. Był to około pięciomiesięczny kocurek, miał oko, ale zaropiałe. Miał chorobę skóry oraz katar, więc trzeba włożyć dużo pracy w opiekę. Dostaliśmy wszystkie potrzebne tabletki, płyny itd. Po badaniu wrócilismy z Jamesem do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz