ROZALIA
Wracałam wraz z Kim z dojo w milczeniu. W środku byłam wściekła- bo moi rodzice, choć obiecywali, nie zjawią się na Wigilii. Mają ważniejsze sprawy. Sprawy służbowe, które są ważniejsze od jedynej córki. Wszystkie dzieciaki które znam spędzają Święta ze swoimi rodzinami, a ja? Głupio by mi było wpraszać się do kogoś na Wigilię, ktoś gotów jest pomyśleć,że... nie mam swojej rodziny. Bo w sumie to tak, jakbym nie miała. Rodzice nawet, jeśli są, to rzadko się mną nie zainteresują. Jeżeli już, to gdy chcą donieść na to, że Shiro zasierścił dywan, choć i tak mamy droidy sprzątające. Pamiętam, że raz ojciec wrócił z pracy, ale pijany. To, co mi zrobił, wolałabym zapomnieć. Nie pamiętam,, by kiedykolwiek mama powiedziała, że mnie kocha, lub przytuliła mnie. Ludzie wokół myślą, że co ja- córka jednych z najbogatszych ludzi w kraju może wiedzieć o nieszczęściu. Kimberly jakby dostrzegła moje zmartwienie i spytała, o co chodzi.
-Moich rodziców nie będzie na Święta...-szepnęłam.
-To przyjdź do mnie, Rose! Moi rodzice się zgodzą, Violetta też będzie-powiedziała Kim.
-Dzięki, Kim- uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że mogę liczyć na przyjaciółki.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Wigilia
Wigilia w domu Kim miała być na 17.00. Założyłam błękitną koronkową sukienkę, białe buty na obcasie i srebrne kolczyki-gwiazdki. Wzięłam torebkę i wyjechałam z domu. Piętnaście minut później byłam u Kim. Jej rodzice z dziadkami już byli, przyszły też Violetta z Angie, jak się później okazało-przyjaciółką państwa Crawford. Podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia, po czym zasiedliśmy do stołu. Rozejrzałam się wokół. W domu Crawfordów porozwieszane były girlandy, w salonie stała piękna, żywa choinka z własnoręcznie robionymi pierniczkami, na stole znajdował się stroik ze świecą w środku. U nas w domu nigdy czegoś takiego nie było. Rodzice ustawiali choinkę sztuczną, zwykle białą lub czarną, by pasowała do salonu i do tego parę bombek. Nigdy nie było takiej atmosfery, tych zapachów i dekoracji. Po obfitej wieczerzy był czas na wręczanie prezentów. Violetta dostała ode mnie płytę ulubionej piosenkarki i perfumy, zaś Kim szczerozłote kolczyki i nadruki z BTR, które mogła naprasować sobie na koszulkę. Pańtwu Crawford wręczyłam zaparzacze do herbaty, a bratu Kim- zestaw Lego City. Jedynie dla Angie nie miałam prezentu- było mi trochę głupio z tego powodu, ale nikt mi nie powiedział, że również zjawi się na Wigilii. Zresztą- i tak nie wyglądała na zmartwioną tym faktem i dostała dużo wspaniałych prezentów. Prezentu ode mnie nie otrzymali też dziadkowie Kim- nie za bardzo miałam czas na wymyślanie, ale im też najwyraźniej to nie przeszkadzało. Ja otrzymałam śliczne kozaki od mojego ulubionego projektanta i nową zabawkę dla Shiro (Viola) i srebrną bransoletkę z różyczką oraz serię filmów na podstawie trylogii Maggie Stievater(Kim), a także fioletowy sweterek i własnoręcznie upieczone czekoladowe ciasto (rodzice Kim). Nawet brat Kim wręczył mi prezent-rękawiczki idealnie pasujące do nowej kurtki. Po prezentach obowiązkowo przyszedł czas na kolędy. Śpiewaliśmy wszyscy razem, potem Angie wystąpiła sama-miała naprawdę śliczny głos. Następnie zachęciła nas, byśmy zaśpiewały we trzy(ja, Violetta i Kim), zaś ona usiadła do pianina. Z początku wzbraniałam się przed tym, ale wyciągnęły mnie na środek i zaśpiewałyśmy . Po nas wystąpił brat Kim. Kim pokazała wszystkim Foxa i bawiliśmy się z nim. Był bardzo mądry i przyjazny, ale najbardziej słuchał się Kim i z nią najwięcej przebywał. Wieczór u Crawfordów był naprawdę świetny, ale około godziny 22 pomyślałam, że chyba powinnam już wracać do domu. Nie zaplanowałyśmy nocowania, zresztą Viola z Angie też zaczynały się zbierać. Pożegnałam się z Crawfordami dziękując za gościnność, przytuliłam przyjaciółki i pożegnałam się z ciocią Violetty. Wyszłam i wsiadłam do auta. Gdy znalazłam się w domu, zdjęłam kurtkę i buty i ubrałam się w zwykłą koszulkę, legginsy i moje ulubione zimowe kapcie. Zaraz przybiegł Shiro, zapewne z wyrzutem, że go zostawiłam na tak długo. Pozwoliłam mu więc wskoczyć na kanapę obok mnie nie zwracając uwagi, co powiedzą rodzice i zajęłam się przerzucaniem programów - być może w Święta będzie coś ciekawego w TV. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Rodzice? Wątpię. Poszłam otworzyć. W drzwiach stał... Leon.
-Cześć-powiedział.
-Cześć, Leon- odparłam-wejdź.
Weszliśmy do salonu.
-Chciałem dać ci to-powiedział cicho i wyjął pudełeczko z Apartu.
Otworzyłam pełna emocji. W środku był złoty naszyjnik z fioletowym kamieniem w środku. Od razu rozpoznałam w nim ametyst.
-Dziękuję, Leon-szepnęłam zachwycona-jest piękny.
Zastanawiałam się, dlaczego zrobił mi tak drogi prezent, choć właściwie znamy się dość krótko. Postanowiłam jednak nic nie mówić, żałowałam tylko, że nie mam nic dla niego.
-Cieszę się, że ci się podoba- powiedział.
-Może obejrzymy coś w TV?-chciałam, żeby został jak najdłużej.
-OK.
-Pójdę po coś do jedzenia.
Weszłam do kuchni, wsypałam popcorn do miski i nalałam coli. Natychmiast wziął to jeden z naszych droidów i zaniósł do stolika przy kanapie. Wróciłam do salonu i usiadłam koło Leona na kanapie. Akurat na ktorymś z kanałów leciał stary jak świat film Titanic.
-Może to? Ten film mnie dość zaciekawił-powiedział chłopak.
Niechętnie przystałam na tę propozycję. Zawsze ryczę na tym filmie jak bóbr, dlaczego Jack musiał zginąć?! Nie dałam jednak tego po sobie poznać i przytaknęłam. Zaczęliśmy oglądać. Dzielnie przetrwałam momenty, gdy statek zaczynał się topić, a ci wszyscy biedni ludzie w panice skakali do wody, albo matka usypiała nieświadome niczego dzieci. Lecz gdy doszło do sceny, w którym Jack jest przy Rose na tej części czegoś ze statku, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Dlaczego on musi umrzeć?! Leon widząc to objął mnie ramieniem. Poczułam się trochę niepewnie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Uniosłam głowę i to była chwila. Nasze usta się złączyły w pocałunku i przez ten moment odleciałam. Ani chwili się nie zastanawiam, czemu to robię, po prostu pozwalałam, by to się działo. Gdy skończyliśmy, lekko spuściłam wzrok. Powróciliśmy do filmu. Wytrwałam do końca. Leon wstał i wyglądał, jakby miał zamiar już iść. Była w końcu pierwsza w nocy.
-Powinienem już iść, Rozalio.
Poczułam, że wcale nie chcę, by odchodził.
-Zostań jeszcze, proszę.
-W sumie, to nic się nie stanie, jak zostanę na noc. OK.
-To chodź-zaprowadziłam go do mojego pokoju. Wcisnęłam guzik i w jednej chwili biurko pod moim łóżkiem zmieniło się w drugie. Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się w moją koszulę nocną a'la Eliza z musicalu My Fair Lady.Wdrapałam się na moje łóżko i położyłam się. Byłam bardzo zmęczona, a jednocześnie strasznie ciekawa chłopaka leżącego w łóżku na dole.
-Leon...śpisz?
-Nie- usłyszałam.
-Leon, o co wtedy chodziło z tym krzewem róży?
-Twoje imię. Rozalia oznacza z łaciny ,,krzew róży".
-Interesujesz się tym?
-Tylko trochę o tym poczytałem.
-A twoje imię?
-Nie sprawdziłem.
Rozmawialiśmy dość długo, jakbyśmy się znali od dawna, potem graliśmy w pytania. Około 2:30 zrobiłam się mocno senna, Leon zresztą też i poszliśmy spać.
-------------------------------------------------------------------------
BOŻE NARODZENIE
Obudziłam się rano. Leona nie było w łóżku. Poszedł sobie bez słowa? Nie,nie sądzę. Skierowałam swoje kroki w kierunku łazienki. Nagle moje nozdrza uderzył silny zapach dymu. Gwałtownie oprzytomniałam.
-Łaaaa! Pali się!- wrzasnęłam,wbiegając do kuchni.
Ujrzałam w niej Leona, który ścierką próbował pozbyć się dymu z pomieszczenia. Kiedy mnie zobaczył, mocno się stropił.
-Ja tylko... Eeee...
Na kuchence znajdowała się patelnia, a na niej tliła się jakaś potrawa.
-Próbowałem przygotować śniadanie...
Postanowiłam opanować sytuację.
-No dobrze. Wyczyszczę patelnię, a potem zobaczymy,co da się zrobić.
-Nie, daj, ja to przypaliłem, to ja to umyję.
Podczas, gdy Leon szorował patelnię, ja wyciągnęłam nową i sprawdzałam zawartość lodówki.
-Chciałeś usmażyć jajka?
-Tak.
-Na drugi raz musisz bardziej pilnować patelni.
-Tylko nie wiedziałem co zrobić, jak z jednej strony wciąż są nie usmażone.
-Nie wiesz, że trzeba przykryć patelnię przykrywką?
Po jego minie mogłam wywnioskować, że tego nie wiedział.
-Ja...przepraszam. Tylko zrobiłem ci niepotrzebnie bałagan w kuchni.
Zrozumiałam, że bardzo się zawstydził. Starał się, chciał przygotować dla nas śniadanie, a nie dość, że wyszła mu porażka, to jeszcze ja go na tej porażce przyłapałam.
-Hej, no nic takiego się nie stało. Mi też się często zdarzyło coś przypalić. Pomogę ci.
Gdy patelnia się nagrzała, wlałam na nią jajka i położyłam przykrywkę. Potem włożyłam pieczywo do tostera. Kiedy jajka już były gotowe, ułożyłam je na talerze, przyprawiłam solą i pieprzem, i ozdobiłam natką pietruszki. Akurat wtedy wyskoczyły złociutkie grzanki z tostera, posmarowałam je masłem, ułożyłam na talerzach obok jajek i zanieśliśmy razem do jadalni.
-Świetnie gotujesz-powiedział Leon.
-Według ciebie smażenie jajek i robienie grzanek z masłem to gotowanie?-uśmiechnęłam się drwiąco.
-Jak się tego nie umie, to tak.
Gdy skończyliśmy jeść nagle przypomniałam sobie o czymś ważnym.
-No tak, zupełnie zapomniałam o Shiro!
Było wpół do jedenastej. Wilk już pewnie od dawna czekał na spacer. Zawołałam go do siebie. Shiro patrzył na mnie z jeszcze większym wyrzutem niż wczoraj. Zapięłam mu smycz i wyszliśmy z Leonem.
W nocy ziemia pokryła się świeżą porcją białego puchu. Szłam sobie z Shiro zaśnieżoną ścieżką, gdy nagle poczułam pacnięcie w ramię i zobaczyłam rozbryzgujący się śnieg. Spojrzałam za siebie. Parę metrów ode mnie stał Leon z miną typu ,,co złego to nie ja", a zaraz potem uśmiechnął się. W sekundę później oberwał śnieżką w brzuch. Rzucaliśmy w siebie śniegowymi pociskami, a Shiro skakał wokół nas radośnie ujadając. Po jakimś czasie padłam zmęczona na ziemię i bez namysłu zaczęłam machać rękami i nogami tworząc tzw. ,,aniołka". Leon poszedł w moje ślady i po chwili na śniegu pojawiły się dwa piękne anioły. Nie bawiłam się tak od dawna. W końcu wykończeni szaleństwem na śniegu wracaliśmy do domu. Przed domem Leon powiedział do mnie tak jak wtedy:
-Do zobaczenia, Rozalio.
A ja odparłam:
-Do zobaczenia, Leon.
Weszłam do domu w skowronkach. Byłam szczęśliwa.
Wtem pomyślałam, że muszę się zastanowić nad prezentem świątecznym dla Leona.
W głowie zaczął mi kiełkować pewien pomysł.
-------------------------------------------------------------------------------------
I rozdział gotowy. Jak wam się podoba?
Przypominam, że akcja naszych opowiadań dzieje się gdzieś koło 2080 roku i
-samochody mogą wbić się w hiperprzestrzeń(jak w Star Wars)
-paliwo jest bezpieczne dla środowiska
-zamożni ludzie mają w domu droidy, które im służą
-dużo rzeczy działa na prąd
Życzę wszystkim czytelnikom wspaniałego Sylwestra oraz zdrowia, szczęścia i radości w roku 2014!